I czytanie: 2 Krn 36, 14-16. 19-23
II czytanie: Ef 2, 4-10
Ewangelia: J 3, 14-21
Słowo Boże to miecz obosieczny.
Obnaża błędy i obłędy, pokazuje nieprawość (mysterium iniquitatis) pogubionej w materializmie i konsumpcjonizmie ludzkości, demaskuje duchowe pierwiastki Zła.
Ale i obnaża nasze własne duchowe ułomności, słabość, niewiedzę, zarozumialstwo i faryzeizm, ciągle lęgnące się w człowieku, choćby chciał iść za Chrystusem – a może właśnie zwłaszcza wtedy, gdy chce iść za Chrystusem.
Kto mieczem wojuje, od miecza ginie – kto tnie mieczem Słowa Bożego, ten musi też zdawać cięcia własnym grzechom, wadom, własnemu faryzejstwu. Żaden z nas nie jest ponad Słowem Bożym.
Ostrze Słowa Bożego nie jest wymierzone tylko w jakichś „onych”. Ostrze Słowa Bożego jest skierowane także w nasze wnętrze, by napominać, przypominać, ostrzegać, korygować.
Moc Słowa Pańskiego bierze się m.in. z tego, że mówiąc o faktach historycznych, mówi też o rzeczywistości metahistorycznej. Duch Święty aktualizuje i uobecnia historię: wypełnia się ona w każdym pokoleniu, w każdej osobie. Konkretne wydarzenia z ksiąg biblijnych są i faktami, i archetypami późniejszych historii: historia upadku Judy i niewoli babilońskiej, a potem powrotu do ojczyzny po dekrecie Cyrusa, jest i naszą historią. Jest ostrzeżeniem dla nas. Jest nadzieją dla nas. Dla mnie. Dziś, tutaj.
Również historia rozmowy Nikodema i Jezusa – swoiste konsultacje Chrystusa z wykształconym przecież, a jednak ciągle zbyt mało pojętnym uczniem – jest i naszą historią. Historią naszego uczenia się Jezusa, pełnego ambitnych wymagań i trudu. Historią naszego poznawania Tajemnicy Sacrum.
* * *
W czytaniu z Drugiej Księgi Kronik słyszymy o duchowej degeneracji mieszkańców królestwa Judy w VI w. przed Chrystusem. Degeneracji zaczynającej się na szczytach władzy i hierarchii, ogarniającej cały naród. Oto „naczelnicy Judy, kapłani i lud mnożą nieprawości, naśladując wszelkie obrzydliwości narodów pogańskich i bezczeszcząc świątynię, którą Pan poświęcił w Jerozolimie.” Juda stacza się w pogaństwo i w cynizm: drwi z napomnień, wyśmiewa proroków. Odrodzenie normalnej obyczajowości i kultury tego narodu staje się już niemożliwością; jak pisze Autor: „nie było ocalenia”. Cóż się wówczas dzieje? Państwo w ówczesnym kształcie przestaje istnieć, podbite przez imperium babilońskie. Ludność zostaje uprowadzona w niewolę podczas trzech przesiedleń. Ziemia Judy pustoszeje, według słów proroka Jeremiasza, „dopóki kraj nie wywiąże się ze swych szabatów”.
Nadzieja na odrodzenie narodu nastaje wraz z panowaniem Cyrusa Perskiego (559-529 a. Chr.), twórcy potęgi Persji. Cyrus w 538 r. wydaje dekret, na mocy którego lud Judy powraca do Jerozolimy, aby odbudować świątynię i oddawać cześć Bogu.
Przypominają się słowa Jezusa, wypowiedziane po zawaleniu się wieży w Siloam: «Myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie» (Łk 13, 4-5).
Czy opis z Księgi Kronik nie pasuje do naszej cywilizacji, naszego Kościoła zdradzanego przez dostojników i kapłanów, naszych zakonów i rodzin? Myślimy, że Judejczycy byli większymi zdrajcami wiary, niż niektórzy nasi hierarchowie, kapłani; niż my sami? Bynajmniej. JEŚLI NIE WYWIĄŻEMY SIĘ ZE SWOICH SZABATÓW, TAK SAMO ZGINIEMY. Zawali się na nas jakaś wieża w Siloe. I pogrzebie nas, konformistów i tchórzy, którzy wstydzimy się własnej wiary i kładziemy uszy, gdy tylko jakiś pajac wypowie słowo „obciach”. Nas, którzy pozwalamy niszczyć naszą Tradycję, Kulturę, człowieczeństwo, naszą tożsamość. Którzy stajemy się pospolitymi poganami.
Czy opis z Księgi Kronik nie stanowi wezwania do tego, aby się ambitnie przyjrzeć własnej konsekracji wynikającej z chrztu? Życie chrześcijańskie ma być trudem ciągłego rozwoju, życiem w Bogu, a staje się kolektywną, towarzyską, rutyną – stacza się w hedonizm, populistyczne ogłupienie, w narkomanię lajków i subskrypcji, w płyciznę mediów społecznościowych. Jeśli nie ma już ratunku, znajdziemy się na wygnaniu, wśród cudzej obyczajowości i pod cudzym pręgierzem.
Dobrze nam tak, psiakrew…
Może wtedy coś zrozumiemy i ogarniemy tępymi głowami – jako Kościół, jako rodziny, jako zakony. Może wtedy dopiero zjawi się jakiś Cyrus i pomoże przetrwać gdzieś tej Wierze i Kulturze, która stanowi podstawę dojrzałej cywilizacji.
* * *
Ewangelia
W sferze symboliki Bożej obecna jest pewna dwoistość, ambiwalentność: te same rzeczywistości mogą oznaczać raz coś pozytywnego, a innym razem coś pejoratywnego (ogień – Duch Święty / wieczne potępienie; woda – ocalenie, oczyszczenie / zguba i domena Zła; lew – zwycięski Lew Judy / Zło ryczące i krążące wokół człowieka).
Skąd taka dwoistość?
W myśl nauki chrześcijańskiej nie istnieje nic, co zostałoby stworzone jako złe z natury (metafizycznie złe). Rzeczywistość została nam dana i zadana, a po skażeniu jej naszym grzechem możemy ją napełnić (na powrót) Bogiem i uczynić z niej znów Sacrum, albo też systematycznie wydrzeć Bogu, uczynić z niej profanum i manipulować nią dla własnych celów: kariery, awansu, zakłamanego PR-u, megalomanii. Możemy ją albo oddać Dobru, albo Złu.
Wydawałoby się, że niektóre symbole są mimo to jednoznacznie pejoratywne: np. wąż, który natychmiast kojarzy się z pierworodnym grzechem ludzkości. Tymczasem nawet ten symbol, jak przypomina dzisiejsza Ewangelia, posiada swoją pozytywną konotację w postaci miedzianego węża wywyższonego przez Mojżesza, dla ocalenia Izraelitów od śmierci po ukąszeniu przez jadowite gady.
Wąż wywyższony przez Mojżesza wskazuje na Syna Człowieczego, który przynosi życie wieczne. Chrystus wywyższony na krzyżu staje się właściwym Znakiem Ocalenia. Syn Człowieczy!
Człowieczeństwo Chrystusa jawi się jako znak zbawienia i droga do Boga. I jak w symbolu węża odnaleźć można wspomnianą ambiwalencję, tak też w tym drugim symbolu i znaku też tkwi pewna dwoistość: wielkości i słabości człowieczeństwa. Człowieczeństwo Chrystusa jest „nośnikiem” zarówno banalności, jak i Namaszczenia; zarówno winy (On wziął na Siebie nasze winy), jak i Czystego Baranka; zarówno słabości i cierpienia, jak i Bożej mocy.
Ostrożnie więc z człowieczeństwem!
Człowieczeństwo, ułomne i słabe, gdy zostaje potraktowane wulgarnie, zostaje zredukowane i spłycone do poziomu ścieku. Staje się obiektem pogardy, drwiny i cynizmu. Wszelka wulgarność tak właśnie działa: sprowadza człowieczeństwo do czynności fizjologicznych, do fragmentów ciała, do wizerunku kompletnej degeneracji. Tak się dzieje wtedy, gdy traktuje się człowieka nie jak osobę, ale jak zwierzę – behawioralnie, manipulacyjnie, kolektywnie, „socjologicznie”.
Wszędzie dziś pełno takich „geniuszy humanizmu”. I na ulicach (co za męka: przejść się na spacer wśród tej hołoty), i – co gorsza – wśród pajaców w roli polityków i celebrytów. Miej świadomość, że kiedy ich słyszysz, doświadczasz zrównania człowieka ze stadem świń.
Człowieczeństwo potraktowane z szacunkiem, personalistycznie, w kontekście etyki i Kultury, ukazuje swoje właściwe oblicze: godność, pokłady szlachetności, zdolność do ambitnego rozwoju osobowego, kształtowania ku Pięknu, Wiedzy i Dobru, dorastania do pełni, zdolność do herozimu i poświęcenia.
Takie człowieczeństwo jest człowieczeństwem Chrystusa. Takie człowieczeństwo jest drogą do Boga – dlatego św. Franciszek z Asyżu tak ukochał Chrystusa w Jego człowieczeństwie.
W świetle tak pojętego człowieczeństwa zwykła, szara codzienność, przeżywana w Duchu, staje się przestrzenią Sacrum. Codzienny trud zmagań „szarego” człowieka z trudami życia nie jest nieważny! Szlachetność człowieczeństwa nie kończy się na rytualnym oddaniu Bogu tego, co Boskie. CAŁE życie ma być drogą Miłości w Chrystusie.
Nie ma żadnej wartości to, ile zarabiasz, ilu pajaców ci zazdrości, ilu pajacom mówisz to, co chcą usłyszeć, ilu pajaców daje ci „lajki” i karmi twój egocentryzm, ilu pajaców śledzi populistyczne wpisy. Nie ma żadnej wartości to, że się dochrapałeś stanowiska i to, iloma ludźmi manipulujesz i pomiatasz. Żadnej. Taka aksjologia obchodzi osoby chronicznie niedorosłe, niedorozwinięte emocjonalnie i duchowo, tworzące „nową”, infantylną pseudocywilizację.
Jedyną Wartością jest tylko i wyłącznie poziom twojego człowieczeństwa – w porównaniu z poziomem Jezusa Chrystusa.
Umiłowanie tego, co wciąż wielkie i szlachetne w człowieku, było pasją św. Jana Pawła II.
* * *
Jak ocalić swoje człowieczeństwo?
MIŁOŚĆ TEGO, CO DOBRE, MUSI BYĆ WIĘKSZA, NIŻ NIENAWIŚĆ I POGARDA DLA ZŁA.
Inaczej nic nie powstanie, nic się nie przemieni. Inaczej będziemy tylko psioczyć i karmić się wstrętem do degeneratów, a człowieczeństwo nasze będzie wciąż głodować. Nie znajdziemy w ten sposób inspiracji do szukania i tworzenia Piękna, Wiedzy, Dobra. Nie znajdziemy w ten sposób motywacji do czytania literatury, do prowadzenia rozmów, do kontemplacji Sztuki, do tworzenia muzyki i wsłuchiwania się w Muzykę mistrzów. Nie znajdziemy w ten sposób ducha modlitwy – ducha dziękczynienia i uwielbienia.
Jeśli miłość do pięknej strony człowieczeństwa nie będzie większa, niż nienawiść do upadku, nie będziemy naśladować Chrystusa w Nowym Stwarzaniu, w Zmartwychwstaniu, w BYCIU CZŁOWIEKIEM.
TYLKO MIŁOŚĆ JEST TWÓRCZA. (św. Maksymilian Kolbe)
Kochajmy więc prawdziwe Człowieczeństwo.