Wy jesteście świadkami Prawdy

III Niedziela WIelkanocna (B)

Dz 3, 13-15. 17-19
1 J 2, 1-5
Łk 24, 35-48

O tym, jak trudno uczciwie i pokojowo powiedzieć prawdę drugiemu człowiekowi, przekonał się chyba każdy. Prawda, zgodnie z tym, co mówił sam Jezus, jest jak ogień rzucony na ziemię: w obliczu Prawdy ojciec powstaje przeciw synowi, a córka przeciw matce… Widocznie nie da się inaczej. Prawda zawsze prowokuje, często budzi sprzeciw, niekiedy spotyka się z nienawiścią. Trzeba wielkiej pokory (własnej otwartości na Prawdę i ukorzenia się przed Prawdą), aby głosić Prawdę. Trzeba miłości do osoby, której mówi się Prawdę – aby nie był to tylko atak z pozycji wyższości czy gorzki, deprecjonujący wyrzut, i aby nie wywołać w kimś niepotrzebnego poczucia zagrożenia.

Jeszcze trudniej samemu konsekwentnie żyć Prawdą, przyjmując ze spokojem i z nadzieją wszystkie wymagania oraz następstwa tego faktu, że „dążenie do tego, co w górze, a nie do tego, co na ziemi” czyni ze mnie jakiegoś odmieńca. Nie inaczej było z chrześcijanami pierwszych wieków, nie inaczej było ze św. Franciszkiem, nie inaczej ze św. Janem Pawłem II. Nie inaczej jest z każdym z nas. Zwłaszcza gdy chodzi w sutannie czy w habicie.
Zwłaszcza gdy za odmieńca mogą uważać zakonnika czy księdza inni ubrani tak samo, choć w dyskusji uzasadnić tego jakoś nie potrafią. Przykłady? Św. Franciszek, św. Jan od Krzyża, św. Józef z Kupertynu, , św. Maksymilian, św. Faustyna, św. o. Pio… Może to w ogóle jakaś reguła? Może zakony i stan duchowny wcale nie są środowiskiem zbawienia – a raczej: wcale nie są domem i umocnieniem dla poszukujących Prawdy, „gdzie mieszkają razem bracia”?…

* * *

Ceną za trzymanie się Prawdy bywa ostracyzm, wykluczenie, opresja, robienie z kogoś skończonego idioty; doświadczenie psychicznego znęcania się, pogardy, rzucania kłód pod nogi (dodaj tu wszystko, co sam/a/ przeżywasz) – a więc różne postacie ŚMIERCI.
Włącznie ze śmiercią fizyczną w skrajnych przypadkach. Naszych braci i siostry na Bliskim Wschodzie wyrzyna się.

Inaczej nie będzie. Skoro naszego Mistrza prześladowano za Prawdę, to i nas. Dlatego świadkowie (μάρτυρες) znaczy również tyle, co męczennicy. Bądź więc gotów. Bądź gotowa.
Bierz przykład z Piotra Apostoła, który mówi mordercom, że zamordowali Chrystusa – i okazuje miłosierne współczucie, bo uczynili to w nieświadomości. I pamiętaj, że Piotr także zwędrował na krzyż.

Boże, dopomóż.

* * *

„Wy jesteście świadkami tego” – tzn. świadkami Prawdy.
Niech więc będzie Prawdą to, że nie pokładamy nadziei w populizmie, pochlebnych opiniach, karierach, poczuciu wyższości.
Niech więc będzie Prawdą to, że dążymy do tego, co w górze, a nie do tego, co na ziemi.

Najpierw żyjmy Prawdą, w pokorze wobec Prawdy. I głośmy Prawdę z miłością i z miłości. Bo Prawdą jest Chrystus, Prawdą jest Bóg sprawiedliwy w miłosierdziu, Prawdą jest wielkość osoby ludzkiej w Chrystusie.

III niedziela Wielkiego Postu: ja, syn człowieczy

I czytanie: 2 Krn 36, 14-16. 19-23
II czytanie: Ef 2, 4-10
Ewangelia: J 3, 14-21

Słowo Boże to miecz obosieczny.
Obnaża błędy i obłędy, pokazuje nieprawość (mysterium iniquitatis) pogubionej w materializmie i konsumpcjonizmie ludzkości, demaskuje duchowe pierwiastki Zła.
Ale i obnaża nasze własne duchowe ułomności, słabość, niewiedzę, zarozumialstwo i faryzeizm, ciągle lęgnące się w człowieku, choćby chciał iść za Chrystusem – a może właśnie zwłaszcza wtedy, gdy chce iść za Chrystusem.
Kto mieczem wojuje, od miecza ginie – kto tnie mieczem Słowa Bożego, ten musi też zdawać cięcia własnym grzechom, wadom, własnemu faryzejstwu. Żaden z nas nie jest ponad Słowem Bożym.
Ostrze Słowa Bożego nie jest wymierzone tylko w jakichś „onych”. Ostrze Słowa Bożego jest skierowane także w nasze wnętrze, by napominać, przypominać, ostrzegać, korygować.

Moc Słowa Pańskiego bierze się m.in. z tego, że mówiąc o faktach historycznych, mówi też o rzeczywistości metahistorycznej. Duch Święty aktualizuje i uobecnia historię: wypełnia się ona w każdym pokoleniu, w każdej osobie. Konkretne wydarzenia z ksiąg biblijnych są i faktami, i archetypami późniejszych historii: historia upadku Judy i niewoli babilońskiej, a potem powrotu do ojczyzny po dekrecie Cyrusa, jest i naszą historią. Jest ostrzeżeniem dla nas. Jest nadzieją dla nas. Dla mnie. Dziś, tutaj.
Również historia rozmowy Nikodema i Jezusa – swoiste konsultacje Chrystusa z wykształconym przecież, a jednak ciągle zbyt mało pojętnym uczniem – jest i naszą historią. Historią naszego uczenia się Jezusa, pełnego ambitnych wymagań i trudu. Historią naszego poznawania Tajemnicy Sacrum.

* * *

W czytaniu z Drugiej Księgi Kronik słyszymy o duchowej degeneracji mieszkańców królestwa Judy w VI w. przed Chrystusem. Degeneracji zaczynającej się na szczytach władzy i hierarchii, ogarniającej cały naród. Oto „naczelnicy Judy, kapłani i lud mnożą nieprawości, naśladując wszelkie obrzydliwości narodów pogańskich i bezczeszcząc świątynię, którą Pan poświęcił w Jerozolimie.” Juda stacza się w pogaństwo i w cynizm: drwi z napomnień, wyśmiewa proroków. Odrodzenie normalnej obyczajowości i kultury tego narodu staje się już niemożliwością; jak pisze Autor: „nie było ocalenia”. Cóż się wówczas dzieje? Państwo w ówczesnym kształcie przestaje istnieć, podbite przez imperium babilońskie. Ludność zostaje uprowadzona w niewolę podczas trzech przesiedleń. Ziemia Judy pustoszeje, według słów proroka Jeremiasza, „dopóki kraj nie wywiąże się ze swych szabatów”.
Nadzieja na odrodzenie narodu nastaje wraz z panowaniem Cyrusa Perskiego (559-529 a. Chr.), twórcy potęgi Persji. Cyrus w 538 r. wydaje dekret, na mocy którego lud Judy powraca do Jerozolimy, aby odbudować świątynię i oddawać cześć Bogu.

Przypominają się słowa Jezusa, wypowiedziane po zawaleniu się wieży w Siloam: «Myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie» (Łk 13, 4-5).
Czy opis z Księgi Kronik nie pasuje do naszej cywilizacji, naszego Kościoła zdradzanego przez dostojników i kapłanów, naszych zakonów i rodzin? Myślimy, że Judejczycy byli większymi zdrajcami wiary, niż niektórzy nasi hierarchowie, kapłani; niż my sami? Bynajmniej. JEŚLI NIE WYWIĄŻEMY SIĘ ZE SWOICH SZABATÓW, TAK SAMO ZGINIEMY. Zawali się na nas jakaś wieża w Siloe. I pogrzebie nas, konformistów i tchórzy, którzy wstydzimy się własnej wiary i kładziemy uszy, gdy tylko jakiś pajac wypowie słowo „obciach”. Nas, którzy pozwalamy niszczyć naszą Tradycję, Kulturę, człowieczeństwo, naszą tożsamość. Którzy stajemy się pospolitymi poganami.
Czy opis z Księgi Kronik nie stanowi wezwania do tego, aby się ambitnie przyjrzeć własnej konsekracji wynikającej z chrztu? Życie chrześcijańskie ma być trudem ciągłego rozwoju, życiem w Bogu, a staje się kolektywną, towarzyską, rutyną – stacza się w hedonizm, populistyczne ogłupienie, w narkomanię lajków i subskrypcji, w płyciznę mediów społecznościowych. Jeśli nie ma już ratunku, znajdziemy się na wygnaniu, wśród cudzej obyczajowości i pod cudzym pręgierzem.
Dobrze nam tak, psiakrew…
Może wtedy coś zrozumiemy i ogarniemy tępymi głowami – jako Kościół, jako rodziny, jako zakony. Może wtedy dopiero zjawi się jakiś Cyrus i pomoże przetrwać gdzieś tej Wierze i Kulturze, która stanowi podstawę dojrzałej cywilizacji.

* * *

Ewangelia

W sferze symboliki Bożej obecna jest pewna dwoistość, ambiwalentność: te same rzeczywistości mogą oznaczać raz coś pozytywnego, a innym razem coś pejoratywnego (ogień – Duch Święty / wieczne potępienie; woda – ocalenie, oczyszczenie / zguba i domena Zła; lew – zwycięski Lew Judy / Zło ryczące i krążące wokół człowieka).
Skąd taka dwoistość?
W myśl nauki chrześcijańskiej nie istnieje nic, co zostałoby stworzone jako złe z natury (metafizycznie złe). Rzeczywistość została nam dana i zadana, a po skażeniu jej naszym grzechem możemy ją napełnić (na powrót) Bogiem i uczynić z niej znów Sacrum, albo też systematycznie wydrzeć Bogu, uczynić z niej profanum i manipulować nią dla własnych celów: kariery, awansu, zakłamanego PR-u, megalomanii. Możemy ją albo oddać Dobru, albo Złu.


Wydawałoby się, że niektóre symbole są mimo to jednoznacznie pejoratywne: np. wąż, który natychmiast kojarzy się z pierworodnym grzechem ludzkości. Tymczasem nawet ten symbol, jak przypomina dzisiejsza Ewangelia, posiada swoją pozytywną konotację w postaci miedzianego węża wywyższonego przez Mojżesza, dla ocalenia Izraelitów od śmierci po ukąszeniu przez jadowite gady.
Wąż wywyższony przez Mojżesza wskazuje na Syna Człowieczego, który przynosi życie wieczne. Chrystus wywyższony na krzyżu staje się właściwym Znakiem Ocalenia. Syn Człowieczy!
Człowieczeństwo Chrystusa jawi się jako znak zbawienia i droga do Boga. I jak w symbolu węża odnaleźć można wspomnianą ambiwalencję, tak też w tym drugim symbolu i znaku też tkwi pewna dwoistość: wielkości i słabości człowieczeństwa. Człowieczeństwo Chrystusa jest „nośnikiem” zarówno banalności, jak i Namaszczenia; zarówno winy (On wziął na Siebie nasze winy), jak i Czystego Baranka; zarówno słabości i cierpienia, jak i Bożej mocy.

Ostrożnie więc z człowieczeństwem!
Człowieczeństwo, ułomne i słabe, gdy zostaje potraktowane wulgarnie, zostaje zredukowane i spłycone do poziomu ścieku. Staje się obiektem pogardy, drwiny i cynizmu. Wszelka wulgarność tak właśnie działa: sprowadza człowieczeństwo do czynności fizjologicznych, do fragmentów ciała, do wizerunku kompletnej degeneracji. Tak się dzieje wtedy, gdy traktuje się człowieka nie jak osobę, ale jak zwierzę – behawioralnie, manipulacyjnie, kolektywnie, „socjologicznie”.
Wszędzie dziś pełno takich „geniuszy humanizmu”. I na ulicach (co za męka: przejść się na spacer wśród tej hołoty), i – co gorsza – wśród pajaców w roli polityków i celebrytów. Miej świadomość, że kiedy ich słyszysz, doświadczasz zrównania człowieka ze stadem świń.

Człowieczeństwo potraktowane z szacunkiem, personalistycznie, w kontekście etyki i Kultury, ukazuje swoje właściwe oblicze: godność, pokłady szlachetności, zdolność do ambitnego rozwoju osobowego, kształtowania ku Pięknu, Wiedzy i Dobru, dorastania do pełni, zdolność do herozimu i poświęcenia.
Takie człowieczeństwo jest człowieczeństwem Chrystusa. Takie człowieczeństwo jest drogą do Boga – dlatego św. Franciszek z Asyżu tak ukochał Chrystusa w Jego człowieczeństwie.

W świetle tak pojętego człowieczeństwa zwykła, szara codzienność, przeżywana w Duchu, staje się przestrzenią Sacrum. Codzienny trud zmagań „szarego” człowieka z trudami życia nie jest nieważny! Szlachetność człowieczeństwa nie kończy się na rytualnym oddaniu Bogu tego, co Boskie. CAŁE życie ma być drogą Miłości w Chrystusie.
Nie ma żadnej wartości to, ile zarabiasz, ilu pajaców ci zazdrości, ilu pajacom mówisz to, co chcą usłyszeć, ilu pajaców daje ci „lajki” i karmi twój egocentryzm, ilu pajaców śledzi populistyczne wpisy. Nie ma żadnej wartości to, że się dochrapałeś stanowiska i to, iloma ludźmi manipulujesz i pomiatasz. Żadnej. Taka aksjologia obchodzi osoby chronicznie niedorosłe, niedorozwinięte emocjonalnie i duchowo, tworzące „nową”, infantylną pseudocywilizację.
Jedyną Wartością jest tylko i wyłącznie poziom twojego człowieczeństwa – w porównaniu z poziomem Jezusa Chrystusa.

Umiłowanie tego, co wciąż wielkie i szlachetne w człowieku, było pasją św. Jana Pawła II.

* * *

Jak ocalić swoje człowieczeństwo?
MIŁOŚĆ TEGO, CO DOBRE, MUSI BYĆ WIĘKSZA, NIŻ NIENAWIŚĆ I POGARDA DLA ZŁA.
Inaczej nic nie powstanie, nic się nie przemieni. Inaczej będziemy tylko psioczyć i karmić się wstrętem do degeneratów, a człowieczeństwo nasze będzie wciąż głodować. Nie znajdziemy w ten sposób inspiracji do szukania i tworzenia Piękna, Wiedzy, Dobra. Nie znajdziemy w ten sposób motywacji do czytania literatury, do prowadzenia rozmów, do kontemplacji Sztuki, do tworzenia muzyki i wsłuchiwania się w Muzykę mistrzów. Nie znajdziemy w ten sposób ducha modlitwy – ducha dziękczynienia i uwielbienia.
Jeśli miłość do pięknej strony człowieczeństwa nie będzie większa, niż nienawiść do upadku, nie będziemy naśladować Chrystusa w Nowym Stwarzaniu, w Zmartwychwstaniu, w BYCIU CZŁOWIEKIEM.

TYLKO MIŁOŚĆ JEST TWÓRCZA. (św. Maksymilian Kolbe)
Kochajmy więc prawdziwe Człowieczeństwo.

II Nieszpory, Niedziela Zesłania Ducha Świętego

Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój. Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich.

Ef 4, 3-6

Bracia: Postępujcie według ducha, a nie spełnicie pożądania ciała. Ciało bowiem do czego innego dąży niż duch, a duch do czego innego niż ciało, i stąd nie ma między nimi zgody, tak że nie czynicie tego, co chcecie. Jeśli jednak pozwolicie się prowadzić duchowi, nie będziecie podlegać Prawu. Jest zaś rzeczą wiadomą, jakie uczynki rodzą się z ciała: nierząd, nieczystość, wyuzdanie, bałwochwalstwo, czary, nienawiść, spory, zawiść, gniewy, pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, zazdrość, pijaństwo, hulanki i tym podobne. Co do nich zapowiadam wam, jak to już zapowiedziałem: ci, którzy się takich rzeczy dopuszczają, królestwa Bożego nie odziedziczą. Owocem zaś Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Przeciw takim cnotom nie ma Prawa. A ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje z jego namiętnościami i pożądaniami. Mając życie od Ducha, do Ducha się też stosujmy.

(Ga 5,16-25)

Motywacje ludzkich czynów, podejmowanych nawet w poczuciu dobrej wiary, są niemal zawsze mieszanką bezinteresownej Miłości i partykularnych korzyści, mniej lub bardziej paskudnych. Systematyczne uświadamianie sobie i oczyszczanie tych motywacji to jeden z istotnych elementów permanentnej postawy nawrócenia. Lenistwo duchowe pozostawia tę mieszaninę w stanie chaosu – „półprawdy”, która jest w istocie ciągle całkowitym kłamstwem.

Liberalne prądy w chrześcijaństwie (czy jeszcze „w”?) mylą nagminnie owoce Ducha z właściwym celem działania Ducha Świętego. Czytaj dalej

II Nieszpory, II niedziela Okresu Wielkanocnego (niedziela Miłosierdzia Bożego)

Chrystus, złożywszy raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy, zasiadł po prawicy Boga, oczekując tylko, aż nieprzyjaciele Jego staną się podnóżkiem nóg Jego. Jedną bowiem ofiarą udoskonalił na wieki tych, którzy są uświęcani.

Hbr 10, 12-14

Najmilsi: Każdy, kto wierzy, że Jezus jest Mesjaszem, z Boga się narodził; i każdy miłujący Tego, który dał życie, miłuje również tego, kto życie od Niego otrzymał. Po tym poznajemy, że miłujemy dzieci Boże, gdy miłujemy Boga i wypełniamy Jego przykazania, albowiem miłość względem Boga polega na spełnianiu Jego przykazań, a przykazania Jego nie są ciężkie. Wszystko bowiem, co z Boga zrodzone, zwycięża świat; tym właśnie zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara. A któż zwycięża świat, jeśli nie ten, kto wierzy, że Jezus jest Synem Bożym? Jezus Chrystus jest Tym, który przyszedł przez wodę i krew, i Ducha, nie tylko w wodzie, lecz w wodzie i we krwi. Duch daje świadectwo, bo Duch jest prawdą.

(1 J 5, 1-6)

„… aż nieprzyjaciele Jego staną się podnóżkiem nóg Jego”.
Spotykam się niekiedy z pretensją, dotyczącą sceptycznego i nieufnego stosunku katolicyzmu do prądów myślowych i organizacji, mających przecież na celu „szczęście ludzkości” (inteligentny Czytelnik dośpiewa sobie z łatwością, o jakich ideach może być mowa). Jak gdyby istniała jedna jedyna definicja „szczęścia” i jedno wspólne rozumienie „szczęścia”. A rzecz właśnie w tym, że antropologie nie oparte o Ewangelię nazywają „szczęściem” zupełnie co innego. Czytaj dalej

II Nieszpory, Uroczystość Chrystusa Króla (A)

Trzeba, aby Chrystus królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy. Jako ostatni wróg zostanie pokonana śmierć. Wszystko bowiem rzucił pod stopy Jego. Kiedy się mówi, że wszystko jest poddane, znaczy to, że z wyjątkiem Tego, który Mu wszystko poddał. A gdy już wszystko zostanie Mu poddane, wtedy i sam Syn zostanie poddany Temu, który Synowi poddał wszystko, aby Bóg był wszystkim we wszystkich.

1 Kor 15, 25-28

(1 Kor 15,20-26.28)
Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli. Ponieważ bowiem przez człowieka [przyszła] śmierć, przez człowieka też [dokona się] zmartwychwstanie. I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy, potem ci, co należą do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia. Wreszcie nastąpi koniec, gdy przekaże królowanie Bogu i Ojcu i gdy pokona wszelką Zwierzchność, Władzę i Moc. Trzeba bowiem, ażeby królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy. Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć. A gdy już wszystko zostanie Mu poddane, wtedy i sam Syn zostanie poddany Temu, który Synowi poddał wszystko, aby Bóg był wszystkim we wszystkich.

Równość Osób w Trójcy Świętej co do natury to ugruntowana teza teologii chrześcijańskiej. A jednak Kościoły Wschodnie silnie akcentują ostateczną monarchię Boga Ojca, któremu Chrystus-Król składa hołd, sam panując nad wszelkim stworzeniem (to także jedna z możliwych interpretacji znanej ikony trynitarnej Rublowa).
Podobną zresztą myśl zawiera doksologia kończąca mszalną modlitwę eucharystyczną:

Przez Chrystusa, w Chrystusie i z Chrystusem
Tobie, Boże Ojcze wszechmogący
w jedności Ducha Świętego
wszelka cześć i chwała
przez wszystkie wielki wieków. Amen.

Słowa te wyrażają wiarę i prawdę o jednym, ostatecznym celu wszystkiego, co dzieje się przez Chrystusa-Pośrednika, a czego osią jest Misterium Paschalne Zbawiciela: Jezus-Syn składa uwielbienie Ojcu, oddając Mu całe stworzenie i całe swe dzieło odkupieńczo-zbawcze; oddając mu Jego Królestwo, spełniające się na naszych oczach. Czytaj dalej

I Nieszpory, XXXIII niedziela okresu zwykłego (A)

O głębokości bogactw, mądrości i wiedzy Boga! Jakże niezbadane są Jego wyroki i nie do wyśledzenia Jego drogi! Kto bowiem poznał myśl Pana albo kto był Jego doradcą? Lub kto Go pierwszy obdarował, aby nawzajem otrzymać odpłatę? Albowiem z Niego i przez Niego, i dla Niego jest wszystko. Jemu chwała na wieki. Amen.

Rz 11, 33-36

(Prz 31,10-13.19-20.30-31)
Niewiastę dzielną któż znajdzie? Jej wartość przewyższa perły. Serce małżonka jej ufa,
na zyskach mu nie zbywa; nie czyni mu źle, ale dobrze przez wszystkie dni jego życia. O len się stara i wełnę, pracuje starannie rękami. Wyciąga ręce po kądziel, jej palce chwytają wrzeciono. Otwiera dłoń ubogiemu, do nędzarza wyciąga swe ręce. Kłamliwy wdzięk i marne jest piękno: chwalić należy niewiastę, co boi się Pana. Z owocu jej rąk jej dajcie, niech w bramie chwalą jej czyny.

Non vestimentum virum ornat. (Nie szata zdobi człowieka.)
Prawda niby oczywista, a wywracana do góry nogami dość powszechnie. Ośmielę się nawet twierdzić, że społeczne struktury w sporej części budowane są na zaprzeczeniu tej mądrości, przy czym ową „szatą” bywa cała tkanina dość przyziemnych kryteriów.

Św. Paweł, wybuchając niemal uwielbieniem Boga, przypomina o prawdziwym  bogactwie, jakim są Mądrość i Wiedza, i to nie doczesna, konwencjonalna i pragmatyczna, lecz Boża (a nasza – tylko w takiej mierze, w jakiej wpisuje się w dążenie do Bożego postrzegania świata). Przed takimi Wartościami człowiek, choćby nawet nie wiadomo jak bardzo pohabilitowany, może tylko skłonić się pokornie. Czytaj dalej

Jutrznia, XXI niedziela okresu zwykłego (A)

Zbawienie u Boga naszego, Zasiadającego na tronie, i u Baranka. Błogosławieństwo i chwała, i mądrość, i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu na wieki wieków. Amen.

Ap 7, 10. 12

 

Kontekstem wszystkich liturgicznych tekstów tej niedzieli jest wyznanie Piotra: Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego (Mt 16,16). Ustanowienie jasnej wewnętrznej hierarchii wartości w oparciu o Chrystusową teologię i antropologię czyni Apostoła właściwą osobą do piastowania posługi władzy we Wspólnocie Wierzących i duchowego przywództwa nowej epoki w historii Zbawienia.

Sprawowanie kierowniczych funkcji jest w katolickiej teologii nazywane „posługą władzy”. I choć takie sformułowanie wpisuje się w demokratyczną koncepcję państwa, w uszach wielu z nas zestawienie takich pojęć, jak „władza” i „posługa” może pobrzmiewać gorzką ironią. Zbyt wiele mamy smutnych doświadczeń z osobami, które swoją pozycję i możliwość decydowania zawdzięczają swej nachalności, arogancji, manipulacji i populizmowi.
Chrześcijanin zostaje dziś zobowiązany do postawienia sobie pytania o własne motywy sięgania po szeroko pojętą władzę – czy będzie nią przywództwo społeczne, czy funkcja we wspólnocie, czy też jego rola we własnej rodzinie. Czytaj dalej

XI niedziela okresu zwykłego (A), I Nieszpory

Bóg pokoju, który na mocy krwi przymierza wiecznego wywiódł spomiędzy zmarłych Wielkiego Pasterza owiec, Pana naszego Jezusa, niech was uzdolni do wszelkiego dobra, byście czynili Jego wolę, sprawując w was, co miłe jest w oczach Jego, przez Jezusa Chrystusa, któremu chwała na wieki wieków. Amen.

Hbr 13, 20-21

W całym znanym nauce Wszechświecie tylko człowiek określany jest (jeszcze) jako „osoba”. Żadna inna poznana forma życia nie dysponuje zdolnością funkcjonowania w ramach abstrakcyjnych, symbolicznych struktur i żadna nie wytworzyła sfery zwanej zbiorczo „kulturą”.
NB. Na usilne próby nazwania „językiem” wszelkich systemów porozumiewania się, np. szympansich okrzyków, pewien Profesor logiki zareagował pytaniem: „Czy któryś z szympansów ułożył w tym języku poemat o bohaterskich czynach swojego dziadka?”…

Oczywiście, heglowsko-marksistowski kult „postępu” opartego o tzw. antytezę spłodził takie pomysły, jak socjobiologia (Edward O. Wilson 1975), etyka antyszowinizmu gatunkowego (Peter Singer) czy upodmiotowienie genu w miejsce osoby ludzkiej (Richard Dawkins) – pomysły na samobójstwo człowieka-podmiotu. Czytaj dalej

Dzień Matki

Macierzynstwo

Jak zwykle, gdy sięgamy sfery symbolicznej, okazuje się, że siła sublimacji, symbolu i wartości wyrasta z siły normalnych („NORMALNYCH”≠”typowych”) ludzkich relacji i NORMALNEGO postrzegania świata. Siłą symbolu macierzyństwa jest głębia przeżycia i zrozumienia relacji łączącej dziecko i matkę – żonę ojca rodziny, rodzicielkę, karmicielkę i wychowawczynię.

W myśl katolickiej nauki o człowieku i rodzinie matka to sanktuarium życia. Fundamentalny wymiar szacunku dla matki wynika więc wprost z poszanowania podstawowej wartości, jaką jest życie w jego sakralnym wymiarze. A to znaczy, że życia ludzkiego nie traktujemy redukcjonistycznie, na równi z każdą inną formą życia (wirusy, bakterie, glony, insekty, ryby-płazy-gady-ptaki-ssaki), ale pojmujemy je w odniesieniu do Ostatecznego Powołania Człowieka.
W przeciwnym razie dzień matki byłby świętem każdej wilczycy, delfinicy, bulwy ziemniaczanej i komórki bakteryjnej przed podziałem mitotycznym.

Szlachetne miano „Matki” niesie także przywilej i ludzki obowiązek WYCHOWANIA nowego człowieka – na człowieka. Wychowanie, jak stwierdził św. Jan Paweł II, to nic innego, jak dzielenie się Człowieczeństwem. Człowieczeństwo należy tu rozumieć w sposób normatywny, czyli decydujący o tym, jaki POWINIEN i MA BYĆ człowiek, a nie: jakie pragmatyczne i modne cechy preferowane są aktualnie w społeczeństwie. Wychowanie, jeśli ma być wychowaniem, musi stawiać wymagania i uczyć poszanowania czegoś Większego.
Nie jest wychowaniem pragmatyczne przystosowanie do sukcesu i kariery, które preferują „pedolodzy” (określenie prof. B. Wolniewicza). Takie pseudowychowanie (chów, hodowla) prowadzi do namnażania pokoleń bezmyślnych, rwących owczym pędem i pozbawionych mocy decydowania o rzeczywistości.

Mimo świętego prawa Matki do wychowania, dziecko NIE STANOWI WŁASNOŚCI MATKI. Syn lub córka jest osobowym podmiotem, powołanym do osiągania ludzkiej dojrzałości i pełni własnego Człowieczeństwa. Dziecko to nie zabawka matki, to nie lalka, nie księżniczka i nie Mały Książę. Z rozpieszczonych indywiduów wyrastają najczęściej egoiści, socjopaci, terroryzujący otoczenie własnymi zachciankami i poczuciem oczywistej (a jakże!) wyjątkowości.
Często ogarnia mnie podziw dla Maryi, która wychowywała Jezusa, wiedząc, kim jest ten Chłopiec. Fakt, że Jezus „wyszedł na ludzi”, świadczy jak najlepiej o dojrzałości Miriam. Śmiem twierdzić, że gdyby Chrystus nie miał świętej matki, wyrósłby z Niego arogancki karierowicz-psychopata.

* * *

Z ideału macierzyństwa czerpie obraz miłosiernego Boga, relacja Kościół–człowiek, wreszcie treść pojęcia „Ojczyzna”.
Od twojego macierzyństwa, czcigodna matko, zależy rozumienie wszystkich tych Wartości przez człowieka, którego urodziłaś, wykarmiłaś i wychowujesz. Dlatego Dzień Matki to nie tylko dzień życzeń dla ciebie, ale i rachunku sumienia. Oby wypadł pomyślnie!

Oto Człowiek!

jpii

Fenomenalny Człowiek.
Przyzwoicie wychowany, gruntownie wykształcony, życiowo doświadczony, sercem i umysłem otwarty; wierny ideałom.

Nie miał nic z typowego celebryty-kabotyna.
Nie miał ani wąsów, ani gazety.
Nie obwieszał się wizerunkami świętych, nie kreował się na autorytet. On BYŁ święty, On BYŁ autorytetem. Czytaj dalej